czwartek, 4 czerwca 2015

Niedokończona opowieść




Tadam, tadam! Oto przed państwem opowiadanie napisane na konkurs pisarski. Przepraszam, ale nie należę do osób skromnych i nie byłabym sobą gdym nie pochwaliła się, że zajęłam pierwsze miejsce! heh xD

Teraz pozostaje mi jedno: MIŁEGO CZYTANIA!





C
ała ta historia miała swój początek pewnego kwietniowego popołudnia. Pogoda, porównując ubiegłe deszczowe tygodnie, była nadzwyczaj piękna. Wiał lekki przyjemny wiatr, a słońce rozpromieniało całe boisko szkolne i ogrzewało grzbiety przemęczonych już grą młodych piłkarzy.
Skończyłem właśnie lekcje i chwilę przyglądałem się łapiącemu zwinnie piłkę bramkarzowi. Jednakże szybko potem moją uwagę przykuła uciekająca ze szkoły nastolatka ze słuchawkami na uszach.
Znałem ją, była to Justyna. Cieszyła się niemiłą sławą pośród nauczycieli. Nie mogli oni jednak narzekać
na jej zachowanie. Przyczyna była prosta; rzadko bywała na zajęciach.
Szła w stronę bramy. Powolnym krokiem udałem się w tym samym kierunku. Weszła na pasy,
nie rozejrzawszy się przedtem, gdy w tym samym czasie jechało srebrne audi. Błyskawicznie pociągnąłem ją za rękę. Dziewczyna upadła, lecz uniknęła potrącenia przez samochód.
- Wszystko w porządku? – zapytałem i podałem jej rękę, aby pomóc jej wstać. Justyna zasyczała jedynie z bólu, łapiąc się przy tym za kostkę.
- Tak, jest w porządku – rzuciła oschle. – I nie, nie chcę twojej pomocy! – powiedziała, jak gdyby wyczuwała moje następne słowa.
- Jesteś pewna? – spytałem widząc jaki kłopot sprawia jej chodzenie i mimo sprzeciwu pomogłem jej iść. Nalegałem by poszła do lekarza, lecz ona się uparła, że nie ma zamiaru włóczyć się po doktorach. Zgodziła się tylko na to, abym odprowadził ją do domu. Droga ze szkoły zajmowała jej przeważnie jakieś dziesięć minut, ale ponieważ szliśmy niczym ślimaki, znacznie wydłużył się ten czas.
- Czego słuchałaś? – zagaiłem, gdy mieliśmy już kawał drogi za sobą.
- Muzyki – bąknęła i uśmiechnęła się zadziornie.
- Lubię w ludziach konkretność… - wybełkotałem i widząc, że dziewczyna nie garnie się do rozwinięcia swojej wypowiedzi, sam zacząłem mówić. -  Ja na przykład nie mam jakoś konkretnego gustu muzycznego. Wiesz, dziś słucham Bednarka, a jutro Matroon 5, ale jedno jest niezmienne. Zawsze pozostaję fanem Beatles’ów.
- Co za chłam – parsknęła śmiechem.
- A ty czego słuchasz? Pewnie sam rap…
- Może… Ok. To tutaj – powiedziała, gdy byliśmy na miejscu. Założyła słuchawki, a następnie skierowała się w stronę domu i ku mojemu zaskoczeniu zaczęła nucić piosenkę Beatles’ów.
- Ej! – krzyknąłem, a ona się odwróciła. – Mówiłaś, że to chłam!
Wzruszyła ramionami i niezdarnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
Następnego dnia nie było jej w szkole. Niby nie powinna mnie dziwić jej nieobecność, bo często wagaruje i ucieka z lekcji, ale coś mnie nakłoniło, aby po południu pójść do niej. Okazało się, że z jej nogą nie było najlepiej. Nie będzie chodzić przez parę dni. Wszystkiego dowiedziałem się od jej mamy, która była przygnębiona.
Zapukałem do drzwi pokoju Justyny, następnie lekko je uchyliłem. Spojrzała na mnie swoim zadziornym wzrokiem i uśmiechnęła się zuchwale.
- Mogę wejść?
- Jeśli musisz – odłożyła na bok słuchawki. Przesunąłem krzesło koło jej łóżka i usiadłem.
- Jak się czujesz? – spytałem, nie mając lepszego pomysłu na rozpoczęcie rozmowy.
- Dobrze.
Zastanawiałem się czy ta dziewczyna robi mi na przekór. Czy nie mogłaby bardziej rozbudowywać swoich odpowiedzi? Nie miałem pojęcia o czym mamy rozmawiać.
- To fajnie – rozejrzałem się po pokoju z nadzieją na znalezienie jakiegoś tematu. Na półce zauważyłem książkę. – Nie wierzę! „Krzyżacy”? Jeszcze zakładka w połowie. To nie może należeć do ciebie.
- A czemu by nie? Nuda zdoła doprowadzić każdego do wielu nieprawdopodobnych czynów.
Może cię to zaskoczy, ale lubię czytać, chociaż ostatnio nie mam na to czasu.
- No tak, spotkania z kumplami, imprezy, palenie fajek, może i nawet popijanie piwa, masz grafik zapełniony na kilka przyszłych miesięcy… - zerknąłem na nią. Siedziała zamyślona. – Sorry, trochę mnie poniosło – uświadomiłem sobie jak chamsko się zachowałem.
- Nie szkodzi. Przywykłam do gorszych słów.
Rozejrzałem się następnie po reszcie pokoju. Podobał mi się jego wystrój. Była tam jasna i przyjazna kolorystyka. Ściany były błękitne, a meble białe z detalami w odcieniu niebieskim. Panował tam lekki bałagan. Za to książki na regałach były nienagannie poukładane.
- Pewnie tych w ogóle nie ruszyłaś.
- Czytałam wszystkie, lecz nie przeczytałam żadnej – nie zrozumiałem o co jej chodziło. Widząc moją minę wyjaśniła mi to. – Zawsze, gdy czytam książkę, kończę na przedostatnim rozdziale. Nie chcę poznawać zakończenia, chcę myśleć o tym jak dana historia mogła się skończyć. To świetne uczucie, mieć w swoich rękach los bohaterów.
- Ja bym nie wytrzymał. Dla mnie najważniejszy jest koniec. Wtedy wszystko wychodzi na jaw.
Nie rozumiem jak można sobie odmówić tej przyjemności… Ale cóż każdy ma swoje dziwactwa.
Nasze rozmowy nie miały końca. Niesamowite, że dwoje ludzi należących do tak różnych środowisk, może się tak ze sobą dogadywać. 
Odwiedzałem ją codziennie. Widać było jak z dnia na dzień się zmienia. Nie biła już od niej taka arogancja i egoizm. Odkryłem w niej wiele dobrych cech. Była osobą oryginalną i kreatywną. Cechowała
ją też inteligencja i humor.
Była to niedziela. Justyna poruszała się już o kulach i jutro miała iść do szkoły.
- Może w środę pójdziesz ze mną do wolontariatu? Przychodząc do ciebie zaniedbałem tam swoje obowiązki. Pewnie Krzysiek i Nadia stęsknili się za mną – gdy to powiedziałem, spojrzała na mnie pytająco. – To są dzieci, które od czasu do czasu odwiedzam. Czytam książki i w ogóle. One są chore na mózgowe porażenie dziecięce.
- Aha. Nie wiem… jestem umówiona ze znajomymi…
- Czyli jednak teraz wszystko powróci do normy, znów wagary, palenie?
- Yyy… Wiesz, ja… no… oni są moimi przyjaciółmi… Podoba mi się moje życie – motała się w swojej wypowiedzi. – I sama nie wiem, czy powinniśmy się dalej spotykać…
- Myślałem, że jednak będziesz chciała się zmienić, wyjść na prostą, ale ty wolisz swoją bandę. Wybierasz dotychczasowy tryb życia, kierowanie się tym co ci się w danej chwili podoba. Po co zasady, moralność, prawa, obowiązki? Głupi byłem myśląc, że coś zmienię w twoim życiu. Na razie!
Nic nie powiedziała, nie zatrzymała mnie. Gdy nagle:
- Piotrek! – nie, to nie ona. Moje imię wypowiedziane było przez jej matkę. – Cieszę się, że odwiedzasz Justynę. Odkąd przychodzisz zachowuje się zupełnie inaczej. Nie sprawia mi już tyle problemów i coraz lepiej się dogadujemy. Jest zupełnie tak jak dawniej. Dziękuję ci.
Miałem ochotę krzyknąć, że czystą głupotą jest myślenie o zmianie na dobre tej dziewczyny. Taka jest
i nic tego nie zmieni. Jednakże nie mogłem tego powiedzieć patrząc na rozpromienianą twarz matki,
która uwierzyła w to, że jej kłopoty z córką zniknęły. Uśmiechnąłem się jedynie i pożegnałem czym prędzej. Nie chciałem się obwiniać o to, że narobiłem tej kobiecie złudnych nadziei. Jednak sumienie i tak mnie dręczyło. Byłem głupcem. Co ja sobie myślałem? Że ona stanie się lepsza? Bzdura…
Dni mijały nijako. Na nic nie miałem ochoty. Cudem mama zdołała mnie namówić, abym poszedł
do wolontariatu. Nie żałowałem tego. Chociaż na chwilę uwolniłem się od wspomnień o Justynie. Siedziałem i czytałem „Koziołka Matołka” moim małym przyjaciołom. Kończąc już którąś z kolei książkę odwróciłem głowę w stronę drzwi. Stała w nich Justyna. Przeprosiłem dzieciaki za to, że na chwilę
je opuszczę.
- Cześć. Co ty tu robisz? – zapytałem z lekką złością w głosie.
- Chciałam cię przeprosić. Jak zawsze miałeś rację. Dzięki tobie zrozumiałam, że ludzie, z którymi
się zadawałam doprowadziliby moje życie do ruiny. Niszczyli moje relacje z rodziną, szkołą, kolegami
i koleżankami, a gdy byłam chora ani razu nie przyszli, nie zadzwonili. Zrozumiałam, że nie tędy droga. Bo wiesz: „Człowiek musi zapomnieć o tym, co jest jego chwilowym jego upodobaniem, musi rządzić
się zasadami moralności. Jeżeli bowiem ich zaniecha i zerwie z nimi, zanika harmonia życia i współżycia społecznego, zaczyna się bezwład.”.
- Ładnie to tak cytować Wyszyńskiego – roześmialiśmy się.
Byłem niezwykle szczęśliwy i… Nie, nie będę Wam zdradzać zakończenia! Sami dokończcie tę historię. Chyba nietrudno się domyśleć jak skończyła….

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy pomysł na pisanie. Jestem za. Będę tu zaglądać. I z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że będziesz wyrabiać się w czasie. A zresztą już nie długo wakacje, dasz radę ;) pozdr. Xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemna miniaturka, bo tak mogę ją nazwać, prawda? Tylko szkoda, że taka krótka. Nic dziwnego, że wygrałaś konkurs, bardzo dobrze piszesz :)
    Piotrek wydaje mi się bardzo dobrą osobą, bo przecież nie musiał pomóc Justynie, nie musiał jej odwiedzać, nie musiał być wolontariuszem. Lubie takich ludzi.
    Widać jednak, że Justyna intrygowała go - nie poszedłby za dziewczyną, zobaczyć gdzie idzie, pierwszego dnia.
    Czekam na kolejną miniaturkę.
    W wolnej chwili zapraszam do mnie, ja również coś tam tworzę :)

    amandiolabadeo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń