poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Zapanuj nad sercem #1



Witajcie. Post z opóźnieniem… jak zwykle… Cóż w wakacje trudno pisać systematycznie.
Dzisiaj rozpoczynam serię „Zapanuj nad sercem”. Początkowo miałam pisać tutaj tylko i wyłącznie miniaturki, ale uznałam, że ciężko będzie opisać tę przygodę w jednym poście. Uprzedzam, że nie wiem jak długo będę kontynuować tą serie.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się historia Klaudii, Cezarego i…



M
inęła już połowa wakacji, a w jej życiu jak dotychczas nic ciekawego się nie wydarzyło. Monotonia dnia powoli ją dobija. O stokroć bardziej wolałaby się teraz uczyć w szkole niż znajdować się na tym odludziu. Od tygodnia tkwi na jakieś wsi. Może nie było by tak źle, gdyby nie fakt, że jest u swojej babci. Brak Internetu, brak zasięgu, brak jakiejkolwiek cywilizacji. Najbliższy dom znajduje się jakiś kilometr drogi stąd, a sklep pięć. Trzeba jeszcze wspomnieć, że jest tylko otwierany w poniedziałki i piątki! Gdyby tego było mało, nie ma tam wielkiego wyboru. Na szczęście jest sklep obwoźny. Pewien miły pan z kędzierzawymi włosami przyjeżdża do nich co drugi dzień swoją małą żółtą ciężarówką. Zwykle posiada tam niezbędne jak na ten skwar napoje, a nawet lody.
Klaudia okropnie się tu nudzi. Po za przesiadywaniem całych godzin na dworze, oglądaniem telewizji i czytaniem książek nie ma co tu robić. Nawet jazda na rowerze, którą tak uwielbiała Warszawie jest tutaj istną męczarnią. Nie ma w pobliżu żadnej szosy, same polne drogi, same piaski. Do tego dochodzą ogromne upały, co tylko pogarsza sytuacje.
Był już późny wieczór. Słońce dawno znikło za horyzontem. Dziewczyna postanowiła wymknąć się z domu. Wyszła oknem by nie zostać przyłapaną przez dziadków. Oni pewnie nie byli by zachwyceni spacerem wnuczki o tak późnej porze. Świerzy chłodny wiatr ochładzał jej rozpalone po południowym słońcem ciało. Szła boso, czując lekko wilgotną trawę pod stopami. Tej nocy była pełnia, dlatego doskonale widziała drogę, którą kroczyła. Wkrótce dotarła nad staw, znajdujący się pięć minut drogi od domu dziadków. Usiadła na kamieniu patrząc na księżyc odbijający się w tafli wody. Zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w muzykę natury. Dochodził do niej szum drzew okolicznego lasu, cykanie świerszczy, odgłosy szczekania psów. Było by pewnie idealnie gdyby nie ból nogi. Klaudia znudzona ciągłym siedzeniem w domu postanowiła, że pomoże dziadkowi przy pasiece. To nie był dobry pomysł. Ledwie zdążyła wejść do pomieszczenia gdzie miała zająć się wydobyciem miodu z plastra, a pszczoła użądliła ją w podudzie. Co prawda nie była mocno uczulona, lecz noga spuchła jej niemiłosiernie.
Mimo tego nieprzyjemnego bólu i ciągłego brzęczenia komarów nad uchem, ten moment był jedną z jej najprzyjemniejszych chwil pobytu tutaj. Miejsce i pora doskonała do zrelaksowania się po tak gorącym dniu.
Nagle usłyszała szmer za sobą. Szybko odwróciła się i wytężyła wzrok by zidentyfikować intruza. Nagle z ciemności nocy wyłonił się barczysty mężczyzna. Siedziała bez ruchu, wpatrując się w niego. Nie wiedziała czy ma pozostać na miejscu czy czym prędzej wziąć nogi za pas. Wiedziała, że on również na nią patrzy. Nagle zrobił krok do przodu stając bardziej w świetle księżyca. Uśmiechnął się nonszalancko. Dopiero teraz Klaudia mogła dokładniej mu się przyjrzeć. Miał płową czuprynę, ciemną cerę i niezwykle mocno zarysowane kości policzkowe. Nie miał więcej niż dwadzieścia lat.
- Cześć – rzekł męskim melodyjnym głosem.
- Hej – odpowiedziała ochryple. Skarciła się w duchu. Czemu z jej ust akurat teraz musiał się wydobyć tak gardłowy odgłos? Odchrząknęła, po czym dodała głośniej. – Hej.
- Nie boisz się tak sama włóczyć w nocy po lesie? – zapytał.
- Po pierwsze nie włóczę się po lesie, tylko na jego skraju, a po drugie swego diabli nie biorą.
Roześmiał się wesoło.
- Z resztą, kto by mi tu co zrobił na takim pustkowiu… - dopowiedziała po chwili.
- Wiesz nigdy nic nie wiadomo – powiedział z tajemniczym uśmiechem. Klaudia kompletnie nie rozumiała, dlaczego cały czas się śmieje. Trochę to irytujące.
- Tak? I może to ty jesteś niebezpieczny? – odparła pyskato, wcale nie spoglądając w jego stronę.
- Może…, kto wie…
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Co tu robisz? – zapytała, gdy przez długi czas milczał.
- Robię zdjęcia – wyjaśnił i wskazał na zawieszoną na szyi lustrzankę. Wcześniej jej nie zauważyła. – Chcesz nocną fotkę? – Zanim cokolwiek odpowiedziała, on podniósł aparat i zrobił jej kilka zdjęć. Zszokowana dziewczyna nawet nie zdążyła się zasłonić.
- Zdjęcia z zaskoczenia zawsze wychodzą najlepiej.
- Aha, na pewno… Chyba jesteś jedyną osobą, która tak uważa. Takie zdjęcia są…
- Naturalne, niesztuczne – przerwał jej w środku zdania. – Ukazują prawdziwe ja. Słyszałem o pewnym fotografie, który wykonuje tylko takie zdjęcia.
- Beat Streuli… - wymamrotała. – Jest późno, muszę wracać – powiedziała wyrwawszy się z zamyślenia spowodowanego słowami nowopoznanego chłopaka.
- Może cię odprowadzić? – zaproponował.
- Nie, nie trzeba, sama trafię.
- A co jeśli zaatakuje cię zgraja wilków?
- Tutaj nie ma wilków – odparła śmiejąc się z jego naiwności. Naprawdę sądził, że to ją przekona do tego by ją odprowadził?
- A powiesz mi chociaż jak masz na imię?
- Klaudia, mam na imię Klaudia – powiedziała powoli oddalając się od dziwnego blondyna.
- A ja jestem Cezary! – krzyknął, gdy dziewczyna prawie zniknęła wśród drzew wiśni posadzonych przez jej dziadka.
Wracała szybkim krokiem. Wiatr nie sprawiał jej już tej przyjemności co ostatnio. Zrobiło się bardzo zimno, a dziewczyna była ubrana w dżinsowe szorty i skąpą bluzkę, która odsłaniała jej brzuch.
Po krótkim czasie truchtu była przed oknem swojego tymczasowego pokoju. Wdrapała się na parapet zaciskając zęby z powodu bólu nogi. Moment później zeskoczyła z niego. Straciła równowagę i z impetem uderzyła się głową o meble.
- Ała! – złapała się za czoło. – Co za pech?
- Coś się stało? – zza futryny drzwi wyłoniła się babcia, lekko sepleniąc. Chyba szła spać i miała zdjętą protezę zębów.
Rozbawiona nastolatka uśmiechnęła się delikatnie, lecz szybko odrzuciła swe niestosowne zachowanie. 
- Nic, nic. Uderzyłam się w głowę, bo otwierałam okno.
- Aha. Dobranoc.
- Dobranoc… - powiedziała zmieszanie. Źle się czuła nawet z najdrobniejszym kłamstwem na sumieniu. Inni kłamią jak z nut i nie czują nawet odrobiny żalu, ona jest inna. Niestety nawet sumienie nie powstrzymało jej przed powiedzeniem nieprawdy.
Westchnęła cicho i opadła na łóżko. Leżała na placach z rozłożonymi rękoma patrząc na sufit. Szybko jej myśli zeszły na wspomnienie dziwnego spotkania z Cezarym. Trochę kuriozalne jest to, że nastolatek szlaja się późnym wieczorem po lesie i robi zdjęcia. To nienormalne! Chociaż jej wymknięcie z domu też było głupim pomysłem. Była nieszczera, ale z drugiej strony poznała tego chłopaka, intrygującego blondyna z silnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, niezwykle przystojnego… Och, czy ona musi tak się zachowywać? Lewie co go poznała, a już o nim fantazjuje. Nigdy ją coś takiego nie spotkało. Zawsze śmiała się z przyjaciółek, które zakochiwały się w osobach, których w ogóle nie znały, a teraz sama zachowuje się jak dziecko.
- Panuj nad sercem, dziewczyno. Nie znasz go. Przestań o nim myśleć… – powtarzała sobie w myślach. – Dlaczego jeśli o kimś nie chcę myśleć to mój mózg zawsze musi robić wszystko na przekór? – zadała sobie to pytanie, lecz nagle ogarnęła ją chęć snu. Przymknęła jedynie powieki i od razu powędrowała do krainy Morfeusza.
Przebudziła się nad ranem. Pierwsze, na co zwróciła uwagę to to, że zapomniała się przebrać w piżamy. Trzeba przyznać, że akurat te szorty nie były najwygodniejsze do snu.
Klaudia spojrzała na budzik stojący na komodzie. Było kilka minut po piątej. Przetarła oczy i udała się do łazienki. Napuściła wody do wanny i zrobiła pianę. Rozpuściła swoje mieniące się rudością włosy. Już od dawna marzyła o tym, żeby jej włosy miały właśnie ten kolor. Przedtem często malowała je szamponetką, ale dopiero teraz odważyła się zrobić jeden krok dalej by przefarbować je na stałe.
Zdjęła ubrania i wskoczyła do wanny. Woda była gorąca, lecz jej to nie przeszkadzało. Taką uwielbiała. Zamknęła oczy i rozkoszowała się ciepłem rozchodzącym się po jej ciele. Jej myśli znów zaczęły krążyć wokół Cezarego.
- Cholera – szepnęła. – Znowu… Przecież to DZIWAK…
Wzięła głęboki wdech i zanurzyła się w wodzie. Leżała w bezruchu do póki nie zabrakło jej powietrza. Umyła się i ubrała białe spodenki z bladożółtym topem.
Poszła do kuchni i ku jej zdziwieniu siedziała już tam babcia.
- Dzień dobry – powiedziała.
- Dzień dobry, co to za ranny ptaszek? – uśmiechnęła się.
Klaudia odwzajemniła uśmiech i zaczęła przygotowywać sobie śniadanie.
- Nie chciałabyś ze mną pojechać do miasta? – zagaiła starsza pani.
- W sumie czemu nie. Nie będę się przynajmniej nudzić. – powiedziała siadając naprzeciwko babci.
- W takim razie wyjedziemy przed dziewiątą.
Nastolatka kiwnęła głową i wzięła się za jedzenie śniadania.
Kilka godzin później dziewczyna czekała na babcie przy jej granatowym matiz’ie. Stała oparta o maskę z niecierpliwością stukając w nią palcami. Długo musiała się na nią naczekać. Miała już po nią iść, gdy kobieta wyszła z domu. W ręku trzymała lnianą torbę i kluczyki od auta.
- Mogę prowadzić? – zapytała Klaudia.
- Masz prawo jazdy? – spytała z niedowierzaniem. – A no faktycznie…
- To mogę?
- Oczywiście, że tak. Od niedawna je masz. Przyda ci się poćwiczyć – uniosła lekko kąciki ust do góry.
Dziewczyna siadła za kierownicą i przekręciła kluczyk. Kilka razy zgasł jej silnik, lecz wkrótce uruchomiła samochód. Ruszyła w drogę pod nawigacją babci starając się nie popełniać więcej błędów.
- Tam zaparkuj – nakazała, wskazując na parking pod jednym supermarketów.
Wysiadły z samochodu kierując się w stronę drzwi wejściowych. Supermarket był dość mały porównując go do standardów Warszawy. Przejścia były na tyle wąskie, że ledwie można było się wyminąć w nich wózkami.
- Możesz stanąć w kolejce po mięso? Ja zaraz przyjdę.
- Dobrze – westchnęła.
Szła w kierunku stoiska z mięsem spoglądając czy babcia już nie idzie. Nagle wpadła na kogoś.
- Przepraszam – powiedziała nie zerkając na tą osobę.
- Klaudia? - uniosła głowę by przyjrzeć się mężczyźnie, z którym przed chwilą się zetknęła. Pierwsze, na co zwróciła uwagę to jego miodowe oczy. Niby tak pospolite, lecz i tak zachwycające. Potem przyjrzała się dokładniej jego śniadej twarzy uśmiechającej się zawadiacko. Wyglądał niczym ożywiony posąg Dawida autorstwa Michała Anioła.
- Cezary? – wybałuszyła oczy. – C-c-co ty tu robisz?
- Przyjechałem po zakupy – znów pokazał rząd białych zębów.
- Banalne spotkanie jak w kiepskiej komedii – pomyślała.
Zanim zdążyła coś mu odpowiedzieć, podeszła do nich babcia.
- O poznaliście się! – powiedziała z entuzjazmem. – To jest moja urocza wnuczka Klaudia – zwróciła się do chłopaka łapiąc nastolatkę za ramiona. – A to Cezary, syn sąsiada.
- Przecież ty babciu nie masz sąsiadów.
- Ależ mam. Obok naszego domku jest las, a w nim się mieści agroturystyka państwa Nowaków.
- Może cię kiedyś oprowadzę po niej – zaproponował.
- To fantastyczny pomysł! – aprobowała seniorka.
- Yyy tak… - powiedziała bez przekonania.
- Ale jeśli nie chcesz… - wyczuł w jej głosie wątpliwości.
- Nie, nie, skądże… Z chęcią tam się udam.
- W takim przyjadę po ciebie jutro.
- Jutro? Czy on oszalał? Co mu się tak śpieszy? – pomyślała. – OK – powiedziała przeciągając niechętnie to słowo, ale wyrażając zarazem zgodę.
Babcia prowadziła jeszcze przez pewien czas ożywioną rozmowę z młodzieńcem. Klaudia praktycznie się nie odzywała. Myślała o jutrzejszym spotkaniu. Czy dobrze zrobiła godząc się na nie? Cezary budził w niej sprzeczne uczucia. Był przystojny, to trzeba przyznać. Może przesadziła trochę z porównaniem go do posągu Dawida… Nie był zbyt wysoki, co prawda górował nad nią kilkoma centymetrami. Miał gdzieś 170 cm, może trochę więcej. Był szczupły, ale niezbyt umięśniony. Pewnie większość dziewczyn uwiódł dzięki nieznikającemu z twarzy bananowi. Niestety Klaudię denerwował ten wieczny uśmiech. Nie lubiła też jego pewności siebie. Wolała raczej ludzi skromnych, mało egoistycznych i spokojnych. Takich jak i ona sama...
Wkrótce rozmówca starszej pani musiał ją opuścił, tłumacząc się dużą ilością turystów w agroturystyce. Gdy odszedł babcia szurnęła Klaudię w ramię.
- Miły chłopak, prawda?
- Tak – odpowiedziała obojętnie.
- Postaraj się, bo ci go zgarną sprzed nosa – rzekła po czym ruszyła do kasy.
Dziewczyna patrzyła ze zdziwieniem jak jej babcia znika za regałami. Na pewno się nie przesłyszała?

piątek, 24 lipca 2015

Żądza krwi



Hej! Witam, wszystkich po przerwie.
Dostałam dosyć nietypowy temat na opowiadanie: „Napisz o dziewczynie (np.Karina) którą wywieźli do psychiatryka i nikt nie mógł jej pomóc xd :-D”. Chyba to było pisane dla żartu, ale ok…
Aaa komentarz niestety mi się przypadkowo usunął i przykro mi, ale jednak nie będzie o Karinie. Sądzę, że to by było zbyt przewidywalnie ;-)
Tematyka kompletnie nie w moim stylu. Już sam tytuł wiele zdradza i nadeje lekkiego dreszczyku. Trochę ciężko mi się to pisało. Na początku pomysł na to opowiadanie wydawał się genialny, lecz w trakcie pisania zmieniłam kompletnie zdanie. Według mnie wyszło fatalnie,  pomijając niektóre wątki. Chociaż w sumie autor zawsze na swoje dzieło patrzy krytycznym wzrokiem. Oceńcie to sami.
PS Jeśli chcielibyście zaproponować mi pomysł na opowiadanie tzw. miniaturkę (Sorciere Lúthien, dziękuję za podsunięcie ciekawej nazwy na moje opowiadania, bardzo mi się spodobała) zachęcam do napisania komentarza z propozycją w zakładce Zamówienia.
Dziękuję serdecznie i zapraszam do czytania!





- D
obrze, tylko zachowaj spokój – powtarzała sobie szeptem, otwierając powoli drzwi łazienki. W ręku trzymała metalową lampkę nocną. Była to jedyna rzecz w jej pokoju, którą mogłaby wykorzystać do samoobrony. Czując coraz większy niepokój weszła do środka. Widząc kątem oka ruch mocno zamachnęła się swoją prowizoryczną bronią. W całym domu rozległ się brzdęk tłuczonego szkła i krótki okrzyk bólu. Kaja spojrzała na krew spływającą po jej dłoni. Rozejrzała się wokół. Nikogo nie było. Położyła się z płaczem w pozycji embrionalnej na podłodze pokrytej ostrymi kawałkami lustra. Zacisnęła na piersi rękę. Z jej oczu spływały strumienie słonych łez. Czuła swoje popękane usta. Co się z nią dzieje?
Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Serce gwałtownie przyspieszyło rytmu. Czy to już? Chwiejnie podniosła się z ziemi i zbliżyła się do drzwi. Zachrypłym głosem spytała:
- Kto tam?
- To ja, Ela. Proszę cię, otwórz! Nie po przyjeżdżałam do Polski żeby sterczeć pod twoimi drzwiami.
Kaja usłyszawszy znajomy głos starszej siostry wpuściła ją do środka.
- Jak ty wyglądasz? – z przerażeniem spojrzała na zakrwawioną rękę. – Co się tu do cholery dzieje? – kobieta poszła do kuchni po apteczkę i zaczęła bandażować rękę siostrze.
- Mówiłam ci… Ktoś mnie prześladuje… W ciągu niespełna dwóch tygodni zginęły trzy młode dziewczyny, a ja wiem, że będę następna… Wszy-y-y-stkie ko-o-o-ńczą tak samo… – zaczęła głośno łkać.
- Zgłosiłaś to na policję?
- Nie, bałam się. Nie wybaczę sobie jeśli tobie albo Markowi się coś stanie… – powiedziała próbując opanować emocje.
- Chyba sobie żartujesz? Musimy to jak najszybciej zgłosić.
- Dobrze, ale nie dzisiaj. Jest zbyt późno…
- Ktoś jeszcze wie o tym wszystkim? – spytała po chwili milczenia.
- Nie, tylko ty.
- OK, teraz spokojnie… Co się dokładnie stało?
- Dzisiaj rano, na wycieraczce przed domem znalazłam kartkę z napisem „Ty będziesz następna”. Nie przejęłam się tym. Uznałam to za żart, lecz wsiadając do samochodu zauważyłam całe siedzenie kierowcy we krwi. Pobiegłam do domu i… nie… ja nie mogę… - wybuchła ponownie płaczem.
- Ciii… uspokój się. Jutro mi opowiesz. Teraz napij się trochę – Ela podała jej szklankę wody, którą przyniosła wraz z apteczką. – Wszystko będzie dobrze… – Przytuliła swoją młodszą siostrę.
- Jak ci się udało tak szybko przyjechać do mnie z Anglii?
- Yyy… No wiesz już prędzej planowałam cię odwiedzić – pocałowała ją w czoło i nakazała jej pójść spać.
- Dobrze, ale czy mogłabyś sprzątnąć łazienkę?
- Łazienkę?
- Tak, trochę tam nabroiłam… – uśmiechnęła się delikatnie, a Ela kiwnęła głową. – Dziękuję, kocham Cię.
- Ja Ciebie też…
Parę godzin później Kaja przebudziła się. Na łóżku koło niej leżała Ela. Jej oddech był wolny i rytmiczny co wskazywało, że wciąż śpi. Policzek miała przybrudzony krwią. Musiała pewnie pobrudzić się przy bandażowaniu.
Kaja poszła do łazienki. Czuła się dziwnie otępiała. Oparła się rękoma o umywalkę i wpatrywał się w miejsce gdzie jeszcze niedawno wisiało lustro. Może i lepiej, że nie widzi swojego nędznego odbicia. Odkręciła kurek by umyć twarz. W tym czasie zamknęła oczy i zanurzyła dłonie w lodowatej wodzie. Obmyła twarz, a gdy otworzyła powieki zobaczyła jak z kranu wydobywa się szkarłatna ciecz. Jęknęła przeraźliwie, lecz nagle wszystko wróciło do normy. Z kranu wypływała jak zawsze czysta woda, a na dłoniach miała nie miała krwi.
- Co się ze mną dzieję? Czy ja wariuję?
Do jej uszu dobiegło lekkie pukanie:
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak… - odparła szybko, jeszcze raz wpatrując się na płynącą z kranu wodę. Zakręciła szybko kurek i wyszła na korytarz. Zobaczyła zmartwioną twarz siostry.
- Na pewno?
- Tak – uśmiechnęła się jak gdyby nic.
- Choć do kuchni. Zrobię coś do jedzenia.
- Dobrze.
Ela zajęła się robieniem sałatki, a Kaja odsłuchiwała nagrane wiadomości od zaniepokojonych znajomych. Dziś była sobota i miała się z nimi spotkać. Nikogo nie powiadomiła o tym, że jej nie będzie.
- No ładnie… Na noc będziemy się objadać… - zaśmiała się starsza siostra.
Kaja patrzyła jak Ela krząta się w kuchni. Przypomniała sobie jak po śmierci rodziców opiekowała się nią. Była dla niej prawie jak matka i dobrze radziła sobie w tej roli, mimo tak młodego wieku. Miała, przecież zaledwie dziewiętnaście lat gdy musiała zająć się swoją niespełna ośmioletnią siostrą. Kaja była jej dozgonnie wdzięczna za to wszystko co dla niej zrobiła.
Dziewczyna znów poczuła się słabo.
- Dobrze się czujesz? Wyglądasz na zmęczoną – stwierdziła Ela.
- Jest OK – odparła szybko, lecz nie było to zgodne z prawdą. – Zraniłaś się w szyję? – spytała się widząc zadrapanie.
- Aaa… to kot sąsiadów… Napij się soku – szybko zmieniła temat i podała jej kubek.
- Dzięki – uśmiechnęła się. –  Dobra, została mi jeszcze jedna wiadomość… Od Stuart’a? Dziwne, że twój chłopak do mnie dzwonił…
Ela zaśmiała się nerwowo. Wkrótce po kuchni rozległ się męski głos mówiący po angielsku. Kaja niewiele zrozumiała z zagmatwanej wiadomości Stuart’a, lecz wiedziała, że coś jest nie tak. Mówił, że Ela była w Polsce już od dwóch tygodni i, że nie może się do niej dodzwonić.
Kaja spojrzała na siostrę, która trzymała nóż w dłoniach i ze wściekłością na nią spoglądała.
- Co ty robisz?! – krzyknęła, czując, że traci przytomność.
Obudziła się w swojej wannie. Miała związane ręce i nogi. Była całkiem naga. Trochę czasu musiało minąć by Kaja przypomniała sobie wszystkie zdarzenia z tego dnia.
- Nie, to nie może być prawda… - wymamrotała.
Wkrótce jej umysł zaczął wariować. Z wszystkich szczelin pomieszczenia zaczęły wychodzić pająki. Były wszędzie. Chodziły po Kai, muskając jej ciało drobnymi odnóżami, wchodziły do ust, do uszu, nosa. Dziewczyna bezskutecznie miotała się. Serce biło jej coraz szybciej, a po ciele przechodziły dreszcze. Czując obrzydzenie krzyknęła.
Wkrótce koło niej pojawiła się Ela. Patrzyła na nią z szyderczym uśmiechem.
- Jak się bawisz, siostrzyczko?
- Co ty ze mną zrobiłaś? Co to wszystko ma znaczyć?
- Przekonasz się w swoim czasie, a teraz zostawię cię jeszcze z twoimi przyjaciółmi. Miłej zabawy! – powiedziała słodko się uśmiechając, po czym wyszła z pomieszczenia.
Kaja została sama w otoczeniu nieprzyjaznych stworzeń. Nadal czuła wstręt i wzdrygała się na każdy ich dotyk.
- Co ja mam zrobić? - spytała samą siebie, szukając wokół czegoś ostrego by przeciąć więzy.
W rogu łazienki zauważyła kawałek lustra. Próbowała się wydostać z wanny. Tułów posuwała ku górze i wkrótce z łomotem upadła na ziemie. Czuła ból w prawym ramieniu.
Nagle bez słowa weszła starsza siostra trzymając w ręku metalowy pręt. Zaczęła maniakalnie nim uderzać w jej nagie ciało. Kaja zwijała się z bólu. Nie mogła się nijak bronić. Czuła jak usta wypełnia krew. Była bezsilna, skazana na ból.
- Nie trzeba było kombinować. Każda niesubordynacja będzie surowo karana. Niedługo wrócę, jak będziesz grzeczna to śmierć będzie mnie bolesna… - wyszczerzyła się triumfalnie.
- Dlaczego to mi robisz?
- Wiesz, każda wielki człowiek powinien mieć swego naśladowcę, zwłaszcza hrabina Batory – zachichotała.
Dziewczyna przypomniała sobie pewien wieczór gdy razem z Elą oglądały program o Elżbiecie Batory. Była to kobieta, która wierzyła, ze krew młodych dziewcząt jest w stanie ją odmłodzić. Podobno wiele ludzi zginęło z jej rąk.
Na ekranie pojawiła się scena, w której hrabina rozebrana od pasa w górę smarowała swoją skórę krwią. Obok niej stały jej służące, a w wannie nad, którą była pochylona znajdowały się zwłoki młodej kobiety zanurzonej w kałuży krwi.
- To wstrętne, weź to wyłącz! – krzyknęła Kaja.
- Wiem, ale zarazem bardzo interesujące. Dobrze wiesz, że od zawsze uwielbiałam historię…
- A nie mogłybyśmy sobie obejrzeć jakiegoś filmu o Turkach albo Kazimierzu Wielkim?
- Może kiedy indziej... W sumie i tak to się zaraz to skończy…
- Jupi!
- … Ale jutro będzie druga część – uśmiechnęła się radośnie i cmoknęła młodszą siostrę w policzek.
- Że co?
- Żartowałam, ale teraz leć do łóżka. Czas spać.
- Dobrze mamusiu – powiedziała Kaja z grymasem na twarzy.
Kaja skulona w bólu zaczęła się powoli czołgać. Czuła zimne płytki ocierające się o jej ciało. Czuła ogromny chłód. Wkrótce dotarła na miejsce. Zaczęła mozolnie rozcinać więzy. Wkrótce oswobodziła ręce, a potem nogi. Niezdarnie próbowała się podnieść. Na marne. Nagle usłyszała kroki. Chwyciła za lampkę, którą jej siostra zostawiła w łazience. Łapiąc się za grzejnik udało jej się wstać. Zacisnęła mocno dłonie na lampce i czekała jak drzwi się otworzą.

Plan skończył się klęską. Ela po wielu kursach samoobrony bez najmniejszego trudu obezwładniła swą ledwo żywą siostrę. Związała ją ponownie, tym razem przywiązując jej ręce do kranu. Podcięła lekko gardło.
- Nie zginiesz od razu… Jeszcze musisz się pomęczyć – sadyzm aż wylewał się z jej wzroku. Widać jak czyjeś cierpienie sprawia jej przyjemność.
Znienacka słychać dzwonek.
- Kaja, jesteś?
Dziewczyna choć już bardzo osłabiona uśmiechnęła się słysząc głos Marka.
- On i tak cię nie uratuje…
Kaję dobiegały pojedyncze słowa rozmowy, która wkrótce przerodziła się w kłótnię. Czyżby czegoś się domyślił?
- Pomocy! – krzyknęła anemicznie. – Pomocy! – siliła się by wykrzyknąć to tym razem głośniej. Potem odpłynęła…
Lekko rozchyliła powieki. Światło drażniło jej oczy, lecz z czasem przyzwyczaiła się do niego. Wtedy rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym się znajdowała. W futrynie drzwi pojawiła się około czterdziestoletnia pielęgniarka, która sprowadziła lekarza.
Godzinę po przebudzeniu pacjentki do sali przyszedł w odwiedziny Marek.
- Cześć. Jak się czujesz? – usiadł koło jej łóżka i wziął ją za rękę.
- Dobrze, teraz już dobrze. Co się wtedy stało, gdy przyszedłeś?
- No cóż twoja siostra zachowywała się dziwnie. Do tego zauważyłem jej przybrudzone krwią ubranie. Zacząłem się z nią kłócić, a potem usłyszałem twój krzyk. Gdybyś nie krzyknęła lub gdybym cię nie usłyszał… - zamilkł przytłoczony emocjami.
- Wiem… Co potem się działo?
- Pobiegłem do łazienki. Gdy znalazłem się obok ciebie strzeliła do mnie. Nie mam pojęcia skąd miała broń na szczęście kula tylko drasnęła mnie w ramię. Myśląc, że poważnie mnie zraniła podeszła do mnie i wtedy ją skrępowałem. Był ze mną jeszcze Młody. Gdy długo nie wracałem wszedł do domu i zadzwonił po karetkę i policję.
- A co z Elą?
- Lekarze stwierdzili u niej rozdwojenie jaźni.
- Tylko tyle mi powiesz? – odparła z wyrzutem,
- A co chcesz więcej wiedzieć? Ona omal cię nie zabiła?
- Ale to nie zmienia faktu, że jest moją siostrą. Muszę z nią być!
- Oszalałaś?! Wiesz co ona powiedziała? Cytuję: „Żałuję, że tak cyckałam. Powinnam ją była zabić od razu.” Na dodatek dała ci jakieś środki halucynogenne.
-  A więc to dlatego... – zamyśliła się. – Ale wiesz, ona nie była wtedy sobą…
- Kaja, jej już nic nie pomoże – spojrzał jej z troską w oczy. – Ona nie tylko zabiła te trzy dziewczyny z okolicy. W Anglii też nie próżnowała. Proszę, obiecaj, że się z nią nigdy nie spotkasz.
- Ale…
- Nie ma żadnego ale – przerwał jej.
- Dobrze – spuściła w smutku głowę.