Witajcie. Post z opóźnieniem… jak
zwykle… Cóż w wakacje trudno pisać systematycznie.
Dzisiaj rozpoczynam serię „Zapanuj
nad sercem”. Początkowo miałam pisać tutaj tylko i wyłącznie miniaturki, ale
uznałam, że ciężko będzie opisać tę przygodę w jednym poście. Uprzedzam, że nie
wiem jak długo będę kontynuować tą serie.
Mam nadzieję, że spodoba Wam się
historia Klaudii, Cezarego i…
M
|
inęła
już połowa wakacji, a w jej życiu jak dotychczas nic ciekawego się nie
wydarzyło. Monotonia dnia powoli ją dobija. O stokroć bardziej wolałaby się
teraz uczyć w szkole niż znajdować się na tym odludziu. Od tygodnia tkwi na
jakieś wsi. Może nie było by tak źle, gdyby nie fakt, że jest u swojej babci.
Brak Internetu, brak zasięgu, brak jakiejkolwiek cywilizacji. Najbliższy dom
znajduje się jakiś kilometr drogi stąd, a sklep pięć. Trzeba jeszcze wspomnieć,
że jest tylko otwierany w poniedziałki i piątki! Gdyby tego było mało, nie ma
tam wielkiego wyboru. Na szczęście jest sklep obwoźny. Pewien miły pan z
kędzierzawymi włosami przyjeżdża do nich co drugi dzień swoją małą żółtą
ciężarówką. Zwykle posiada tam niezbędne jak na ten skwar napoje, a nawet lody.
Klaudia
okropnie się tu nudzi. Po za przesiadywaniem całych godzin na dworze,
oglądaniem telewizji i czytaniem książek nie ma co tu robić. Nawet jazda na
rowerze, którą tak uwielbiała Warszawie jest tutaj istną męczarnią. Nie ma w
pobliżu żadnej szosy, same polne drogi, same piaski. Do tego dochodzą ogromne
upały, co tylko pogarsza sytuacje.
Był
już późny wieczór. Słońce dawno znikło za horyzontem. Dziewczyna postanowiła
wymknąć się z domu. Wyszła oknem by nie zostać przyłapaną przez dziadków. Oni
pewnie nie byli by zachwyceni spacerem wnuczki o tak późnej porze. Świerzy
chłodny wiatr ochładzał jej rozpalone po południowym słońcem ciało. Szła boso,
czując lekko wilgotną trawę pod stopami. Tej nocy była pełnia, dlatego
doskonale widziała drogę, którą kroczyła. Wkrótce dotarła nad staw, znajdujący
się pięć minut drogi od domu dziadków. Usiadła na kamieniu patrząc na księżyc
odbijający się w tafli wody. Zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w muzykę
natury. Dochodził do niej szum drzew okolicznego lasu, cykanie świerszczy,
odgłosy szczekania psów. Było by pewnie idealnie gdyby nie ból nogi. Klaudia
znudzona ciągłym siedzeniem w domu postanowiła, że pomoże dziadkowi przy
pasiece. To nie był dobry pomysł. Ledwie zdążyła wejść do pomieszczenia gdzie
miała zająć się wydobyciem miodu z plastra, a pszczoła użądliła ją w podudzie.
Co prawda nie była mocno uczulona, lecz noga spuchła jej niemiłosiernie.
Mimo
tego nieprzyjemnego bólu i ciągłego brzęczenia komarów nad uchem, ten moment
był jedną z jej najprzyjemniejszych chwil pobytu tutaj. Miejsce i pora
doskonała do zrelaksowania się po tak gorącym dniu.
Nagle
usłyszała szmer za sobą. Szybko odwróciła się i wytężyła wzrok by
zidentyfikować intruza. Nagle z ciemności nocy wyłonił się barczysty mężczyzna.
Siedziała bez ruchu, wpatrując się w niego. Nie wiedziała czy ma pozostać na
miejscu czy czym prędzej wziąć nogi za pas. Wiedziała, że on również na nią
patrzy. Nagle zrobił krok do przodu stając bardziej w świetle księżyca.
Uśmiechnął się nonszalancko. Dopiero teraz Klaudia mogła dokładniej mu się
przyjrzeć. Miał płową czuprynę, ciemną cerę i niezwykle mocno zarysowane kości
policzkowe. Nie miał więcej niż dwadzieścia lat.
-
Cześć – rzekł męskim melodyjnym głosem.
-
Hej – odpowiedziała ochryple. Skarciła się w duchu. Czemu z jej ust akurat
teraz musiał się wydobyć tak gardłowy odgłos? Odchrząknęła, po czym dodała
głośniej. – Hej.
-
Nie boisz się tak sama włóczyć w nocy po lesie? – zapytał.
-
Po pierwsze nie włóczę się po lesie, tylko na jego skraju, a po drugie swego
diabli nie biorą.
Roześmiał
się wesoło.
-
Z resztą, kto by mi tu co zrobił na takim pustkowiu… - dopowiedziała po chwili.
-
Wiesz nigdy nic nie wiadomo – powiedział z tajemniczym uśmiechem. Klaudia
kompletnie nie rozumiała, dlaczego cały czas się śmieje. Trochę to irytujące.
-
Tak? I może to ty jesteś niebezpieczny? – odparła pyskato, wcale nie
spoglądając w jego stronę.
-
Może…, kto wie…
Dziewczyna
parsknęła śmiechem.
-
Co tu robisz? – zapytała, gdy przez długi czas milczał.
-
Robię zdjęcia – wyjaśnił i wskazał na zawieszoną na szyi lustrzankę. Wcześniej
jej nie zauważyła. – Chcesz nocną fotkę? – Zanim cokolwiek odpowiedziała, on
podniósł aparat i zrobił jej kilka zdjęć. Zszokowana dziewczyna nawet nie
zdążyła się zasłonić.
-
Zdjęcia z zaskoczenia zawsze wychodzą najlepiej.
-
Aha, na pewno… Chyba jesteś jedyną osobą, która tak uważa. Takie zdjęcia są…
-
Naturalne, niesztuczne – przerwał jej w środku zdania. – Ukazują prawdziwe ja.
Słyszałem o pewnym fotografie, który wykonuje tylko takie zdjęcia.
-
Beat Streuli… - wymamrotała. – Jest późno, muszę wracać – powiedziała wyrwawszy
się z zamyślenia spowodowanego słowami nowopoznanego chłopaka.
-
Może cię odprowadzić? – zaproponował.
-
Nie, nie trzeba, sama trafię.
-
A co jeśli zaatakuje cię zgraja wilków?
-
Tutaj nie ma wilków – odparła śmiejąc się z jego naiwności. Naprawdę sądził, że
to ją przekona do tego by ją odprowadził?
-
A powiesz mi chociaż jak masz na imię?
-
Klaudia, mam na imię Klaudia – powiedziała powoli oddalając się od dziwnego
blondyna.
-
A ja jestem Cezary! – krzyknął, gdy dziewczyna prawie zniknęła wśród drzew
wiśni posadzonych przez jej dziadka.
Wracała
szybkim krokiem. Wiatr nie sprawiał jej już tej przyjemności co ostatnio.
Zrobiło się bardzo zimno, a dziewczyna była ubrana w dżinsowe szorty i skąpą
bluzkę, która odsłaniała jej brzuch.
Po
krótkim czasie truchtu była przed oknem swojego tymczasowego pokoju. Wdrapała
się na parapet zaciskając zęby z powodu bólu nogi. Moment później zeskoczyła z
niego. Straciła równowagę i z impetem uderzyła się głową o meble.
-
Ała! – złapała się za czoło. – Co za pech?
-
Coś się stało? – zza futryny drzwi wyłoniła się babcia, lekko sepleniąc. Chyba
szła spać i miała zdjętą protezę zębów.
Rozbawiona
nastolatka uśmiechnęła się delikatnie, lecz szybko odrzuciła swe niestosowne
zachowanie.
-
Nic, nic. Uderzyłam się w głowę, bo otwierałam okno.
-
Aha. Dobranoc.
-
Dobranoc… - powiedziała zmieszanie. Źle się czuła nawet z najdrobniejszym
kłamstwem na sumieniu. Inni kłamią jak z nut i nie czują nawet odrobiny żalu,
ona jest inna. Niestety nawet sumienie nie powstrzymało jej przed powiedzeniem nieprawdy.
Westchnęła
cicho i opadła na łóżko. Leżała na placach z rozłożonymi rękoma patrząc na
sufit. Szybko jej myśli zeszły na wspomnienie dziwnego spotkania z Cezarym.
Trochę kuriozalne jest to, że nastolatek szlaja się późnym wieczorem po lesie i
robi zdjęcia. To nienormalne! Chociaż jej wymknięcie z domu też było głupim
pomysłem. Była nieszczera, ale z drugiej strony poznała tego chłopaka,
intrygującego blondyna z silnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, niezwykle przystojnego…
Och, czy ona musi tak się zachowywać? Lewie co go poznała, a już o nim
fantazjuje. Nigdy ją coś takiego nie spotkało. Zawsze śmiała się z
przyjaciółek, które zakochiwały się w osobach, których w ogóle nie znały, a
teraz sama zachowuje się jak dziecko.
-
Panuj nad sercem, dziewczyno. Nie znasz go. Przestań o nim myśleć… – powtarzała
sobie w myślach. – Dlaczego jeśli o kimś nie chcę myśleć to mój mózg zawsze musi
robić wszystko na przekór? – zadała sobie to pytanie, lecz nagle ogarnęła ją
chęć snu. Przymknęła jedynie powieki i od razu powędrowała do krainy Morfeusza.
Przebudziła
się nad ranem. Pierwsze, na co zwróciła uwagę to to, że zapomniała się przebrać
w piżamy. Trzeba przyznać, że akurat te szorty nie były najwygodniejsze do snu.
Klaudia
spojrzała na budzik stojący na komodzie. Było kilka minut po piątej. Przetarła
oczy i udała się do łazienki. Napuściła wody do wanny i zrobiła pianę. Rozpuściła
swoje mieniące się rudością włosy. Już od dawna marzyła o tym, żeby jej włosy
miały właśnie ten kolor. Przedtem często malowała je szamponetką, ale dopiero
teraz odważyła się zrobić jeden krok dalej by przefarbować je na stałe.
Zdjęła
ubrania i wskoczyła do wanny. Woda była gorąca, lecz jej to nie przeszkadzało.
Taką uwielbiała. Zamknęła oczy i rozkoszowała się ciepłem rozchodzącym się po
jej ciele. Jej myśli znów zaczęły krążyć wokół Cezarego.
-
Cholera – szepnęła. – Znowu… Przecież to DZIWAK…
Wzięła
głęboki wdech i zanurzyła się w wodzie. Leżała w bezruchu do póki nie zabrakło
jej powietrza. Umyła się i ubrała białe spodenki z bladożółtym topem.
Poszła
do kuchni i ku jej zdziwieniu siedziała już tam babcia.
-
Dzień dobry – powiedziała.
-
Dzień dobry, co to za ranny ptaszek? – uśmiechnęła się.
Klaudia
odwzajemniła uśmiech i zaczęła przygotowywać sobie śniadanie.
-
Nie chciałabyś ze mną pojechać do miasta? – zagaiła starsza pani.
-
W sumie czemu nie. Nie będę się przynajmniej nudzić. – powiedziała siadając
naprzeciwko babci.
-
W takim razie wyjedziemy przed dziewiątą.
Nastolatka
kiwnęła głową i wzięła się za jedzenie śniadania.
Kilka
godzin później dziewczyna czekała na babcie przy jej granatowym matiz’ie. Stała
oparta o maskę z niecierpliwością stukając w nią palcami. Długo musiała się na
nią naczekać. Miała już po nią iść, gdy kobieta wyszła z domu. W ręku trzymała
lnianą torbę i kluczyki od auta.
-
Mogę prowadzić? – zapytała Klaudia.
-
Masz prawo jazdy? – spytała z niedowierzaniem. – A no faktycznie…
-
To mogę?
-
Oczywiście, że tak. Od niedawna je masz. Przyda ci się poćwiczyć – uniosła
lekko kąciki ust do góry.
Dziewczyna
siadła za kierownicą i przekręciła kluczyk. Kilka razy zgasł jej silnik, lecz
wkrótce uruchomiła samochód. Ruszyła w drogę pod nawigacją babci starając się nie
popełniać więcej błędów.
-
Tam zaparkuj – nakazała, wskazując na parking pod jednym supermarketów.
Wysiadły
z samochodu kierując się w stronę drzwi wejściowych. Supermarket był dość mały
porównując go do standardów Warszawy. Przejścia były na tyle wąskie, że ledwie
można było się wyminąć w nich wózkami.
-
Możesz stanąć w kolejce po mięso? Ja zaraz przyjdę.
-
Dobrze – westchnęła.
Szła
w kierunku stoiska z mięsem spoglądając czy babcia już nie idzie. Nagle wpadła
na kogoś.
-
Przepraszam – powiedziała nie zerkając na tą osobę.
-
Klaudia? - uniosła głowę by przyjrzeć się mężczyźnie, z którym przed chwilą się
zetknęła. Pierwsze, na co zwróciła uwagę to jego miodowe oczy. Niby tak
pospolite, lecz i tak zachwycające. Potem przyjrzała się dokładniej jego
śniadej twarzy uśmiechającej się zawadiacko. Wyglądał niczym ożywiony posąg
Dawida autorstwa Michała Anioła.
-
Cezary? – wybałuszyła oczy. – C-c-co ty tu robisz?
-
Przyjechałem po zakupy – znów pokazał rząd białych zębów.
-
Banalne spotkanie jak w kiepskiej komedii – pomyślała.
Zanim
zdążyła coś mu odpowiedzieć, podeszła do nich babcia.
-
O poznaliście się! – powiedziała z entuzjazmem. – To jest moja urocza wnuczka
Klaudia – zwróciła się do chłopaka łapiąc nastolatkę za ramiona. – A to Cezary,
syn sąsiada.
-
Przecież ty babciu nie masz sąsiadów.
-
Ależ mam. Obok naszego domku jest las, a w nim się mieści agroturystyka państwa
Nowaków.
-
Może cię kiedyś oprowadzę po niej – zaproponował.
-
To fantastyczny pomysł! – aprobowała seniorka.
-
Yyy tak… - powiedziała bez przekonania.
-
Ale jeśli nie chcesz… - wyczuł w jej głosie wątpliwości.
-
Nie, nie, skądże… Z chęcią tam się udam.
-
W takim przyjadę po ciebie jutro.
-
Jutro? Czy on oszalał? Co mu się tak śpieszy? – pomyślała. – OK – powiedziała
przeciągając niechętnie to słowo, ale wyrażając zarazem zgodę.
Babcia
prowadziła jeszcze przez pewien czas ożywioną rozmowę z młodzieńcem. Klaudia
praktycznie się nie odzywała. Myślała o jutrzejszym spotkaniu. Czy dobrze
zrobiła godząc się na nie? Cezary budził w niej sprzeczne uczucia. Był
przystojny, to trzeba przyznać. Może przesadziła trochę z porównaniem go do
posągu Dawida… Nie był zbyt wysoki, co prawda górował nad nią kilkoma
centymetrami. Miał gdzieś 170 cm, może trochę więcej. Był szczupły, ale niezbyt
umięśniony. Pewnie większość dziewczyn uwiódł dzięki nieznikającemu z twarzy
bananowi. Niestety Klaudię denerwował ten wieczny uśmiech. Nie lubiła też jego
pewności siebie. Wolała raczej ludzi skromnych, mało egoistycznych i
spokojnych. Takich jak i ona sama...
Wkrótce
rozmówca starszej pani musiał ją opuścił, tłumacząc się dużą ilością turystów w
agroturystyce. Gdy odszedł babcia szurnęła Klaudię w ramię.
-
Miły chłopak, prawda?
-
Tak – odpowiedziała obojętnie.
-
Postaraj się, bo ci go zgarną sprzed nosa – rzekła po czym ruszyła do kasy.
Dziewczyna
patrzyła ze zdziwieniem jak jej babcia znika za regałami. Na pewno się nie
przesłyszała?